Dla tych, którzy są daleko

Zdjęcia z wycieczki do Parku Wieloryba w Rewalu i do Parku Miniatur w Dziwnowie. Bardzo fajne miejsca godne polecenia. Wciąż mamy wspaniałą pogodę, a dzięki temu, że jest już poza sezonem, wszystkie atrakcje możemy zwiedzać na spokojnie i bez pośpiechu. Miłego oglądania :)

Pobierowo

Od półtora tygodnia siedzimy nad morzem, jest wspaniale. Nie powiem, niektórzy pukali się w głowę słysząc, że wyjeżdżamy nad polskie morze we wrześniu. Bo zimno, dzień jest krótki, a nadmorskie miasteczka wieją pustką. No cóż... pogoda jest lepsza niż w lipcu i sierpniu, a z miasteczek zniknęły odpustowe kramy podskakujące w rytmie disco polo. Odpoczywamy w spokojnym Pobierowie, we wspaniale dostosowanym do obecności dzieci ośrodku "Nasza Chata" położonym w lesie. Codziennie chodzimy na plażę. Rozkładamy się tam, gdzie akurat mamy ochotę. Aby dojść do wody wcale nie musimy iść wąskim korytarzykiem wytyczonym przez parawany. Mamy dużo miejsca, chociaż ludzi nie brakuje. Zwiedzamy okolice- Pustkowo, Trzęsacz, Rewal, Międzyzdroje (w których brak wolnych miejsc we wszystkich hotelach) i Woliński Park Narodowy.
Nie, nie chcemy jeszcze wracać do Łodzi.

                                                       "Cheese" w wykonaniu Oskara

                                                      Zobacz babciu co znalazłem!

Lato, trwaj!

Nie mogę pogodzić się z tym, że to już koniec sierpnia. Tak szybko zleciało to lato! We wrześniu czeka nas jeszcze wyjazd nad polskie morze. Po powrocie uporządkuję trochę zdjęcia z wakacji i powrzucam co nieco na bloga. Z zakażeniami też mamy na razie spokój. Po powrocie z Łeby też było czysto, mimo, że tak jak w zeszłym roku Oskar szalał na plaży do upadłego i kąpał się w morzu. W zeszłym tygodniu badanie wykryło obecność 70 leukocytów, erytrocyty i bakterie, jednak posiew był jałowy. Po zwiększeniu dawki furaginy i częstszym stosowaniu Tobrexu na przetokę (używaliśmy Tobrexu w kremie, a nie jak do tej pory w kroplach. Świetnie aplikuje się na przetokę!), dzisiaj rano powtórzyliśmy badanie ogólne. Ilość leukocytów to 0,1 :)   Tak więc trwaj lato, trwaj!!!

Działka

Tym razem się udało

Podnoszę się i idę dalej

Największą kłodą jaką życie rzuciło mi pod nogi była choroba mojego dziecka. Zostałam powalona na ziemię, rozłożona na łopatki, a mój dotychczasowy świat runął niczym domek z kart. Potrzebowałam czasu, żeby się podnieść, ale gdy już mi się udało, byłam silniejsza niż kiedykolwiek. Gotowa do walki na śmierć i życie,  chroniona niewidoczną zbroją. Na mojej drodze wciąż pojawiają się kłody, czasem większe, czasem mniejsze. Niekiedy udaje mi się je przeskoczyć, innym razem potykam się lub upadam. Jest jednak jedna rzecz, która nigdy się nie zmienia- ja zawsze wstaję. Podnoszę się, bo chcę, bo muszę i bo nie mam innego wyboru. Na szczęście zawsze jest tak, że po deszczu wychodzi tęcza. I dla nas też wyszła: nasza kreatynina spadła do 0,43. Czyż życie nie jest piękne?

A cewnikowanie tak przy okazji

Niestety ostatni wypad na działkę, który miał być cudowny, wspaniały i fantastyczny okazał się totalną masakrą. W piątek wieczorem Oskar zaczął bardzo płakać, był blady, pocił się i zwijał z bólu. Miałam przeczucie, że chodzi o ból brzucha, dlatego próbowałyśmy z mamą różnych sposobów. Na próżno. Około północy zadzwoniłam po karetkę, gdyż zaczęłam wątpić w swoje przeczucia. A może połknął jakiś mały przedmiot? A może zjadł trutkę na szczury? A może boli go pęcherz? Karetka nie przyjechała, sami udaliśmy się do najbliższego szpitala, to jest do Wojewódzkiego Szpitala w Płocku. Nasz pobyt tam trwał trzy godziny, byliśmy odsyłani od lekarza do lekarza, błądziliśmy po ciemnych nieoznaczonych korytarzach, szukaliśmy działających wind, biegaliśmy od "nowej części" do "starej części". Najgorsze było jednak to, że gdy lekarze dowiedzieli się o wadzie Oskara z góry założyli, że to tam tkwi źródło bólu. Nie ma to jak zaliczyć nieudolnie wykonane cewnikowanie, gdy tak naprawdę problemem były jelita wypełnione licznymi gazami. I na koniec komentarz pani "doktor", że nie poda mu żadnych leków bo jego stan tego nie wymaga, ale zatrzyma nas w szpitalu no bo przecież trzeba zrobić morfologię. Co to ma w ogóle być? Co ma piernik do wiatraka?
Następnego dnia podaliśmy Oskasiowi Espumisan. Jedna dawka, druga dawka, nic, żadnej poprawy. Wciąż tylko płacz. Po południu wróciliśmy do Łodzi. Stan młodego zmienił się o 180 stopni gdy zrobił kupkę i wyprykał wszystko co mu zalegało. Niestety następnego dnia rano znowu płacz, ale już z innego powodu: stan po cewnikowaniu. Czym prędzej udaliśmy się do szpitala. Co w nim zastaliśmy? Wykwalifikowany, miły personel, kompetentnego lekarza i natychmiastową pomoc. Jaki jest morał z tej historii? Ufaj swoim przeczuciom, a nie przypadkowym lekarzom. To Ty jesteś matką i wiesz najlepiej co dolega Twojemu dziecku.

Diagnostyka ultrasonograficzna wad wrodzonych nerek

http://www.przeglad-urologiczny.pl/artykul.php?2800

Baaardzo ciekawy artykuł, jednak do przeczytania go muszę być  wypoczęta i mieć "świeży" umysł. Dlatego spróbuję jutro.

Bo mój synek lubi autka