środa, 25 listopada 2015

Poprostu piję sobie kawę

Obudziłam się po 7, w domu cisza. Mały jeszcze śpi, mogę powylegiwać się w łóżku. Co za radość! Wyleguję, wyleguję, wyleguję, znudziło mi się. Siedzę spokojnie w kuchni i delektuję się poranną kawą. W domu cisza, mały jeszcze śpi. Po prostu w to nie wierzę, świat chyba oszalał!!! :)

piątek, 13 listopada 2015

ZUM

Piątek trzynastego. Leżymy w szpitalu z antybiotykiem podawanym dożylnie, ZUM jak jasna cholera, 1000!!! leukocytów.

wtorek, 10 listopada 2015

Profesor Szaflik i Klinika Terapii Płodu

Cofnijmy się do przeszłości.
Był kwiecień 2014. W bardzo dobrych humorach dojeżdżamy do Szpitala im. Rydygiera na USG połówkowe. Wciąż się przekomarzamy. Ja mam przeczucie, że to będzie dziewczynka, mój "Niemąż", że chłopiec. Do gabinetu wchodzimy uśmiechnięci. Wychodzimy przerażeni i ze łzami w oczach. Lekarz nie jest w stanie ocenić poszczególnych elementów układu moczowego. Czy to co widzi to torbiel? A może nerka? A może guz? Zaleca nam wizytę u doktor K. J w Diasonie, prywatnej klinice w centrum Łodzi. Mają tam nowoczesny sprzęt i spore doświadczenie w wykrywaniu wad u płodów (nie lubię tego słowa- płód. Dlaczego nie dziecko?).
Wizyta u doktor K. J. potwierdza nasze najgorsze przypuszczenia. Nie można stwierdzić nic na pewno, totalny bałagan w układzie moczowym. Dostajemy skierowanie do Centrum Zdrowia Matki Polki w celu jak najszybszej hospitalizacji w Klinice Terapii Płodu u profesora Krzysztofa Szaflika (specjalnie podaję całe imię i nazwisko. Niech wszyscy wiedzą jaki jest wspaniały).
"Matka Polka", myślę sobie, że już gorzej być nie może. Ten moloch, ta fabryka do rodzenia dzieci!Teraz już wiem, że jeżeli chodzi o traktowanie pacjentek, porządek i ogólne funkcjonowanie, to każda klinika rządzi się swoimi prawami, wszystko zależy od kierownika danego oddziału.
Klinika Terapii Płodu to miejsce w którym położne poprawiają pacjentkom poduszki pod głowami i pytają, czy może nie przydałoby się przewietrzyć pokoju. Personel jest stosunkowo młody. Wszyscy "chodzą jak w zegarku". Tuż przed porannym obchodem salowe w pośpiechu sprawdzają porządek w każdym pokoju, bo wszystko musi być w kancik. I nagle cisza, zaczyna się obchód. Słychać tylko tubalny, donośny głos Profesora. Codziennie około 8 rano wchodzi do każdego pokoju z całą świtą lekarzy skrupulatnie zapisujących w pamięci lub w notesach co zostało zlecone każdej pacjentce.
Profesor ma posturę niedźwiedzia i złote serce. Robi wrażenie osoby niezwykle kompetentnej, skrupulatnej i zaangażowanej w swoją pracę i taki właśnie jest. Jest to lekarz do którego w każdym momencie można pójść porozmawiać i nie będzie udawał, że cię nie widzi, bądź zdawkowo odpowiadał na pytania, byleby tylko jak najszybciej się ulotnić. Wkłada mnóstwo serca w każdy przypadek, a wady z jakimi trafiają dziewczyny na jego oddział są niekiedy naprawdę bardzo złożone. Profesor Szaflik wykonuje zabiegi na płodach i z tego co się orientuję, jest jednym z dwóch lekarzy w Polsce będących wybitnymi specjalistami w tej dziedzinie (na oddziale poznałam tylko jedna dziewczynę z Łodzi, reszta pochodziła z najróżniejszych zakątków Polski). Dlaczego tak wychwalam Profesora pod niebiosa? Bo stoczył prawdziwą walkę o zdrowie Oskasia i jestem mu dozgonnie wdzięczna nie tylko za wszystko co zrobił, ale również za to z jaką serdecznością i ciepłem mnie traktował. Miałam w nim ogromne oparcie i czułam, że jestem w najlepszych rękach. W ciągu moich czterech hospitalizacji w Klinice mieliśmy (Oskar i ja:)) dwa razy zakładany shunt pęcherzowo- owodniowy, dwa razy amnioinfuzję (dostrzykiwanie wód płodowych), kilkukrotne odbarczanie pęcherza i badanie moczu celem oceny prognostycznej funkcji nerek oraz badanie genetyczne płynu owodniowego. Największą jednak zagadką było to, czy Oskar ma drugą nerkę czy nie. Na USG nie można było jej znaleźć, Profesor podejrzewał więc jej agenezję. Dużo było u Oskara dziwnych przestrzeni, mogących być torbielami, guzami, bądź skupiskami zalegającego moczu. Profesor również nie był w stanie postawić ostatecznej diagnozy, ale robił co tylko mógł, aby doprowadzić Oskara w jak najlepszym stanie do dnia porodu. Była to z pewnością bardzo nietypowa uropatia zaporowa.
Pół roku po narodzinach Oskara, poszłam do Profesora, żeby mu na spokojnie podziękować. Było to bardzo mile spotkanie.
A teraz wracając jeszcze do "Matki Polki". Zaczęłam zwracać uwagę na wszystkie artykuły i reportaże w prasie dotyczące tego miejsca. Pionierzy, specjaliści na światowym poziomie, eksperci i prekursorzy. Takie słowa pojawiają się najczęściej w odniesieniu do pracujących tam lekarzy. Oczywiście zawsze i wszędzie są wyjątki od reguły, ale gdy się uważniej przyjrzymy, to bez problemu dostrzeżemy jakiegoś anioła w białym kitlu przechodzącego akurat korytarzem.



poniedziałek, 2 listopada 2015

Już wkrótce kolejne badania

Po ostatnich wizytach u nefrologa i urologa zauważyłam u nas wielkie rozprężenie. Kiedy ostatnio robiliśmy kontrolne badania moczu? Nie pamiętam. Wypadałoby w najbliższych dniach pojawić się w laboratorium.
W połowie listopada kładziemy się do szpitala w celu oceny pracy nerki (kreatynina, eGFR, mocznik, itd.). Póki co jestem bardzo spokojna, mam naprawdę dobre przeczucia. Zobaczymy jak to będzie na dzień przed. Możliwe, że ogarnie mnie konkretna rozpaczo- depresja.
A z takich codziennych spraw, to Oskaś skończył wczoraj rok i dwa miesiące, a my obchodziliśmy z Niemężem rocznicę naszego związku (chyba dziesiątą, nie wiemy tego na pewno:). Po niedzielnym obiedzie wybraliśmy się do kina. Rety, już zapomnieliśmy jak przyjemnie jest gdzieś wyjść tylko we dwójkę. Ostatnio rzadko nam się to zdarza. Byliśmy w nowym kinie w Sukcesji na filmie "Legend"- rewelacja. Uwielbiam filmy o gangsterach, do tego Londyn, lata 60-te. Genialny!
No a wracając do Oskara, głównego bohatera naszego filmu, to muszę powiedzieć, że bardzo ładnie się rozwija. Jest niezwykle sprawny fizycznie. Otwiera pudełka i wyjmuje płyty CD, rzuca psu piłeczkę (również aportuje:), maluje kredą po ścianie, próbuje sam jeść łyżeczką, no i oczywiście chodzi, a raczej biega niczym Struś Pędziwiatr. Poza tym jest bystry i naprawdę dużo rozumie. Czasami, gdy na niego patrzę, to pękam z dumy. Tak, to mój mały synek. Ten, który kiedyś ledwo co wygrywał walkę z Pseudomonasem. A spójrzcie na niego teraz!
Jakie plany na dzisiaj? Na pewno spacer po parku. Szkoda byłoby siedzieć w domu, gdy za oknem takie piękne okoliczności przyrody :)